wtorek, 26 listopada 2013

Epilog.


Heroiczność ósma- ostatnia.

Nicość czym ona jest? Czy to pustka? Zdecydowanie. Jaka jest ta pustka? Pustka w małym pokoju, gdy wyrzucimy na śmietnik stary, zniszczony mebel?  Czy też może pustka która rozrywa naszą duszę, nasze ciało właśnie obracając je w nicość? Jest to cholerny ból, bo oznacza odejście osoby którą kochamy nad życie. Która jest dla nas wszystkim. A może samo życie jest nicością? Ludzki byt jest zabawą tego u góry który pisze nasze biegi historii i oglądając to ma niezły ubaw z naszych potyczek.

Leże kolejny już dzień, a ciemność przeszywa moje ciało. Nie wiem, gdzie jestem. Słyszę momentami głośne pikanie i Jego krzyk. Znów nicość. Nagle znów słyszę tego, który uczynił mnie najszczęśliwszą na świecie już nie samotną kobietą.

-Błagam Cię, obudź się. Kochanie, ja nie umiem żyć bez Ciebie. Nie poradzę sobie. Kocham Cię. Obudź się proszę. Śpisz już tyle, ale  ja wiem, że mnie słyszysz. Bądź przy mnie. Każdy dzień, co ja pierdole, każda sekunda bez Ciebie jest zmarnowanym czasem. Pamiętasz jak się poznaliśmy, jak po raz pierwszy się do mnie przytuliłaś, jak obiecałem Ci, że nie będziesz samotna więc nie czyń ze mnie samotnego człowieka. Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek, pierwszą randkę, pierwszy raz? Ja to wszystko pamiętam jakby działo się to przed momentem.  Złość rozsadza moją głowę, bo gdybym wtedy był przy Tobie nic by się nie stało. Gdybym nie wypowiedział tych kilku słów Nie leżałabyś tu. Jak odejdziesz to wiedz, że ja odejdę z Tobą. Byłem cholernie głupi. Tak bardzo Cię przepraszam. Boże Łucja tak bardzo Cię kocham. Nie wytrzymam kolejnego wieczoru bez Ciebie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mógłbym budzić się bez Ciebie, mógłbym już nie słyszeć Twojego głosu lub śmiechu, że mógłbym nie widzieć jak marszczysz czoło gdy się denerwujesz, że mógłbym nie widzieć jak stoisz koło kwadratu rezerwowego w mojej koszulce zacięcie dopingując moją grę. Więc błagam Cię, błagam Cię Łucja obudź się. – gdy słyszałam te słowa chciałam jak najprędzej podnieść ociężałe powieki ku górze lecz nie mogłam. Czułam jakby sklejone najtrwalszym klejem, a jakikolwiek ruch przysparzał mnie o ból. Jednak musiałam się obudzić mimo bólu, musiałam się obudzić.

-Wojtek- powiedziałam cicho, a gardło piekielnie mnie bolało. On wstał ożywiony, podniósł głowę, która uprzednio leżała na mojej dłoni. Otarł łzy.

-Boże Łucja, tak bardzo Cię kocham. Boże-powiedział i wybiegł z sali, jak się okazało szpitalnej, by po chwili wrócić z tabunem lekarzy, który oglądali mnie, jak jakiś naukowy ewenement. Miało być w porządku, pozornie.

Kolejne dni w całości praktycznie przespałam. Przyjmujący praktycznie całymi dniami i nocami siedział przy moim łóżku, i nawet gdy pogrążona byłam hasaniem w innej galaktyce z Morfeuszem opowiadał mi o swoim życiu, w którym przez pobyt w szpitalu nie byłam chwilowo obecna. Moje, a dokładnie nasze szczęście okazało się pozorne. Bardzo pozorne. Okazałam się naiwna. Heroicznie naiwna, bo wierzyłam w swoje szczęście. Nie wiedziałam jaka pogoda była za oknem, jak miałam ten cholerny wypadek był środek lata. 

Chciałam już wyjść z tego obskurnego szpitala i pójść do domu, albo chodź to śmieszne chciałam sama o własnych siłach dojść do toalety. Odpięłam podłączone do mojego ciała kabelki i chciałam zsunąć nogi poza łóżko, które i tak dawało już się we znaki mojemu kręgosłupowi. Z małą pomocą rąk zrzuciłam patyki potocznie zwanymi nogami i chciałam wstać. Przesunęłam ciężar ciała i odpychając się rękoma od materaca zawisłam chwilowo w powietrzu by upaść w rezultacie całym impetem ciała na zimną oraz brudną podłogę robiąc tyle huku niczym jakby bomba uderzyła w wysypisko śmieci. Nagle w progu zjawił się Wojtek, który upuścił torbę treningową i podbiegł do mnie pośpiesznie.

-Malutka, co Ty robisz. Słoneczko?- zapytał podnosząc mnie. Oplotłam ręce na jego szyi, a twarz po której łzy zrobiły sobie rwący potok schowałam w zagłębieniu szyi drażniąc nos kołnierzykiem od klubowej bluzy. Trzymał mnie na rękach na środku pomieszczenia i czułam się jak wtedy kiedy pierwszy raz go przytuliłam. Czułam jakby czas stanął w miejscu. Jakbyśmy byli całkiem sami na tym świecie. Dookoła nas była nicość.

-Wojtek, ja nie czuje nóg. – powiedziałam po chwili by usłyszeć ciche ‘Tscii wszystko będzie dobrze’. Po raz kolejny zeszli się lekarze, którzy badali mnie. Z chwili na chwile robiło się to męczące. Przyjmujący stał oparty o parapet, a w oczach można było wyczytać wiele- zmartwienie, strach ale i miłość. Okazało się, że mój kręgosłup podczas wypadku naruszył się za mocno. Lekarze myśleli jednak, że wszystko jest dobrze, bo nie skarżyłam się na ból.  Wpadłam w depresje, wszystko mnie denerwowało całą swoją złość wyładowywałam na niczego winnym chłopaku, który i tak nadto znosił moje humorki z cierpliwością, lecz każda cierpliwość ma  swoje granice. Jego też miała.

-Łucja, do cholery uspokój się. Przestań się na mnie wyżywać o każdą najmniejszą rzecz. Rozumiem, że nie możesz się pogodzić z pewnymi rzeczami. Dla mnie też to nie jest łatwe. Jak sobie to wszystko przemyślisz, to daj znać. Kocham Cię, na razie – i tego dnia tyle go widziałam. Odwrócona bokiem w stronę okna myślałam nad sobą, a cholerne łzy znów płynęły ciurkiem na nieskazitelnie białą poduszkę. Odwróciłam się i dłonią chwyciłam telefon, by na klawiaturze wystukać zwykle ‘Przepraszam. Kocham’ i wysłać do niego. 
Nie upłynęło 30 minut, a już słyszałam jego głos, gdy witał się z pielęgniarkami.

-Nigdy więcej tak nie rób, malutka- powiedział i pocałował mnie zachłannie. Tak jakbyśmy nie widzieli się co najmniej 5 lat.

-Nie będę- powiedziałam- Tak bardo Cię kocham. Weź mnie do domu – zwróciłam się do chłopaka na co odpowiedział donośnym śmiechem

-Dobrze malutka- uśmiechnął się nikle i wstał

-Wojtek nie mów do mnie ‘malutka’!- krzyknęłam

-Dobrze malutka-  powiedział znikając już za rogiem. Tym razem ja skwitowałam to mięsistym śmiechem. Chłopak wrócił z wypisem i jeszcze tego samego dnia byłam w naszym mieszkaniu siedząc na fotelu opatulona szczelnie kocem. – Jesteś zmęczona? Zanieść Cię do sypialni? – zaproponował. A ja wtedy dostałam olśnienia.-Nie możemy być razem- stwierdziłam. Słowa wydobywające się z moich ust wypowiadane były tak szybko niczym pociski z broni maszynowej. Brunatna ciecz zwana kawą rozlała się na jasnych panelach, a w uszach dudnił mi głos tłuczonego szkła.

- O czym Ty wygadujesz?- zapytał, a ja tak bardzo nie chciałam go stracić. Nie chciałam znów być samotna. Znów zaczęłam płakać

-Wojtek jestem kaleką rozumiesz? Do końca życia chcesz mnie wszędzie nosić ? Opiekować się mną? Myć mnie i obtykać się ? Nie będę tak jak wszystkie inne dziewczyny Twoich kolegów. Nie będę chodzić do klubu, do teatru, do kina. Nigdzie nie pójdę, bo jestem pieprzonym inwalidą skazanym na czyjąś pomoc. Nie mogę żyć, nie zdołam patrzeć na to jak niszczysz sobie życie przeze mnie.-powiedziałam

-Łucja, czy Ty myślisz, że byłem z Tobą, bo umiałaś chodzić, a Teraz jestem z Tobą z litości. To najgorsza niedorzeczność jaką mogłaś wymyślić. Kocham Cię, bo jesteś najwspanialszą kobietą na jaką mogłem trafić w swoim życiu. Kocham Cię, za wszystko. Bez Ciebie to ja jestem kaleką. Będę Cię nosił wszędzie nawet jeśli musiałbym wnieść Cię na sam szczyt Mount Everestu, upadając po drodze milion razy, to wstałbym ten milion pierwszy raz i razem osiągnęlibyśmy niemożliwego. I osiągniemy, bo miłość zwycięża wszystko, nawet jeśli nie jest cukierkowa.


Przyszłość: Stoję sama o własnych siłach, asekurując się białą laską w czarne  paski. Na sobie ubraną mam białą piękną suknie i składam przysięgę, ‘póki śmierć nas nie rozłączy’.
Wojtek miał racje, osiągnęliśmy niemożliwego. Po 2 latach rehabilitacji stanęłam na nogach o własnych siłach. Jestem tego pewna, że to dzięki miłości i właśnie dziecięcej heroicznej naiwności osiągnęłam przepraszam, osiągnęliśmy wszystko, bo we wszystko wierzyliśmy jak dzieci, optymiści nieznający świata. Warto walczyć. Warto wierzyć. Warto kochać. Warto być.


____________

Chciałoby się rzec 'to już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść' , to prawda jest to koniec tej historii, ale nie historii mojej i opowiadań.
Dziękuje WAM wszystkim, tym które komentowały, tym które tylko czytały, dziś proszę Was, zostawcie coś po sobie, choćby jedno zdanie, choćby jeden uśmiech, cokolwiek chcę wiedzieć ile Was było. 
Dziękuje, że wytrwałyście z tym bardzo słabym blogiem taki szmat czasu, jednak był on oczyszczeniem mojej duszy, emocji. Teraz całą uwagę poświęcam blogowi, na którego Was serdecznie zapraszam, z tego miejsca. NOWAKOWSKI.

Chcecie ze mną popisać. - Facebook.
Chcecie zadać mi pytanie - ASK.

No to jeszcze raz DZIĘKUJE. I ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA. 

Pozdrawiam Annie


czwartek, 14 listopada 2013

7

Heroiczność siódma 


Czy przypadek kształtuje naszą osobowość ? A może przypadek kreśli bieg naszego dalszego życia? Nadaje mu innego niekoniecznie dobrego sensu? Oddziałuje na nas samych.  Wiadome jest przecież, że  każdy wybór ma konsekwencje. Nie bez powodu poeci rzymscy z okresu antyku mówili, że fortuna kołem się toczy, więc racjonalny będzie fakt, że raz jesteśmy na samiuśkim pokrytym szlamem dnie, a raz wzbijamy się tak wysoko, że chwytamy w nasze ludzkie, małe ręce biały puch z chmur.
Jak odróżnić wtedy towarzyszące nam uczucie? Jak je nazwać? Na pewno, gdy jesteśmy na przysłowiowym dnie to przez nas samych przemija milion sprzecznych emocji czy nawet i myśli. Występują wtedy trzy fazy. Faza pierwsza- wyparcie. Nie chcemy dopuścić do siebie pewnych rzeczy, pewnych działań. Faza druga można nazwać fazą obwiniania się i braku akceptacji- nadal nie możemy się pogodzić z wszelakimi decyzjami. Nie możemy nic zrobić, od razu nasze morale spadają, niekiedy nawet i wpadamy w depresję. Nie możemy wyjść z dołka, a każdy dzień przysparza o kolejny ból. Faza trzecia, a zarazem ostatnia to śmiech- śmiejemy się z własnej głupoty i złych decyzji. Nadal nie robimy nic by pomóc sobie samym.
 A jakie są odczucia nam towarzyszące   w euforii szczęścia. Jest różnie od histerii po paniczny śmiech. Każdy z nas reaguje inaczej. Zawsze są pewne wyjątki od reguły.

Jak było ze mną? Jak zachowywałam się jeszcze kilka miesięcy temu podczas wspomnianego dołka, a jak zachowuje się teraz gdy otacza mnie wszechobecne szczęście i goszczące w moim sercu szczęściu.

- Wiesz Łucja, łudziłem się. Łudziłem się do samego końca, czyli do dziś- mówi, a w  moich oczach już zbierają się kłujce łzy.- Chciałem wierzyć, że wina leży po mojej stronie, ale ja tu chyba nie jestem niczego winien. Winna jesteś Ty, bo po prostu boisz się uczucia. Boisz się tej pieprzonej miłości i ranisz mnie tym tak cholernie, żę nie mogę żyć. Nie mogę normalnie funkcjonować- przerywa biorąc ogromny haust powietrza. Czuje jaką ulgę w jego wyrazie twarzy, ale co ze mną. Czy on pomyślał o mnie? Jak się teraz czuje? Nie ! Nie wie jak moja dusza płonie ogniem tak wielkim, że w moim drżącym ciele sieje spustoszenie. Nie słyszy krzyku, panicznego krzyku. Nie wie też tego, że cholernie go kocham, ale i równie mocno się boję.  Boje się odrzucenia,  bo przecież może mieć każdą – To nie tak Wojtek- mówię ostatkiem tchem, który i tak drży od nadmiernego płaczu.

- A jak Łucja? Jak? Może mi to jakoś sensownie wytłumaczysz? Jak nie to ja Ci to wszystko wytłumaczę. Latam za Tobą jak wariat, ale dla ciebie  jest mało, wiesz?! Nie wiem co mam zrobić, wyrwać sobie to jebane serce z klatki piersiowej i pokazać Ci zakrwawione ręce i narząd który bije i normalnie funkcjonuje  tylko przez Ciebie oraz Tylko dla Ciebie? Może mam wziąć żyletkę i podciąć sobie żyły, by krew wypłynęła, bo wolałbym umrzeć niż żyć obok Ciebie i patrzeć jak odchodzisz,   a potem żyjesz z innym. Przynajmniej umarł bym tak mocno Cię kochając – po raz kolejny wybucham płaczem. Nie wiem co mam zrobić ze sobą po usłyszeniu takich słów. Czuje tylko niepohamowaną i przeogromną chęć poczucia Samku jego ciepłych ust czy szczelnego uścisku.

W życiu każdego człowieka nadchodzi moment gdzie wszystko się wali tak szybko, że nie zdążymy zareagować. TO prawie jak w tyej bajce o świnkach i złym wilku.  Pamiętam ją doskonale, pamiętam to niedowierzanie namalowane na mojej twarzy, bo przecież jak to możliwe, że jeden podmuch powietrza z ust wilka rujnował domy i nadzieję? Jak? Ja sama dla siebie byłam i wilkiem oraz biedną świnką. Sama siebie rujnowałam. Wojtek ma stu procentową racje, bałam się tego wszystkiego. Po upojnej nocy którą spędziliśmy nie tak dawno, byłam tak szczęśliwa, że to szczęście mnie zgubiło. Chciałam więcej nie seksu, sama chyba nie wiem czego chciałam. Wyżywałam się na nim, raniło mnie to, że wybierał treningi a nie mnie. Nigdy nie powinnam stawiać go w takiej sytuacji. Sama przyczyniłam się do jego gwałtownego wybuchu. Bo ile może wytrzymać człowiek wciąż atakowany? Wciąż prowokowany? Człowiek któremu wciąż inna osoba wbija szpile w  serce?  Nie wiem co mam powiedzieć, co mam zrobić, żeby został. Jak mam zagwarantować mu  miłość która jest tak wielka i ogromna jak wszechocean.

Perspektywa zupełnie obcej osoby. Przechodnia.

Stałem czekając na autobus. Pogoda była wręcz idealna, ale mimo tego nie chciało mi się samotnie wracać do odległego domu. Słońce świeciło, była piękna wiosna, która temperaturą przypominała lato. Lato które zapowiada się fantastycznie. W oddali dostrzegam młodego chłopaka, wydaje mi się, że skądś go kojarzę. Jest nienaturalnie wysoki. Na jego twarzy maluje się zdenerwowanie i zawiedzenie, a w kącikach oczu dostrzec można łzy. Szybkim krokiem idzie w moim kierunku. Po chwili z jednej ze starych kamienic wybiega dziewczyna, która wyglądem przypomina anioła. Kruczoczarne, kręcone włosy opadają na blade i szczupłe ramiona na których zawieszona jest lekka sukienka do kolana w kwiaty. Biegnie w delikatnych butach. Również płacze. Do moich uszu dobiega jej krzyk

-Proszę Cię Wojtek porozmawiajmy. To nie tak jak myślisz. Wojtek-  Lecz chłopak się nie odwraca. Ona zaś zatrzymuje się w miejscu które okazało się jej przekleństwem.  Zatrzymuje się na wtedy pustej, czarnej, asfaltowej drodze. Nagle znikąd pojawia się rozpędzony do granic możliwości samochód osobowy. Jej twarz odwraca się w jego kierunku, by po chwili spotkać się z zimną maską terenowego auta.  Odbija się od dachu. Frunie. Sukienka rozwiana wiatrem. Włosy znajdujące się wszędzie i jej przeraźliwy krzyk, i ogromny huk. Chłopak odwraca się momentalnie słysząc to wszystko i biegnie w jej kierunku. Ja robie podobnie. Rzucam torbę gdzieś, gdzie nie wiem gdzie i biegnę, bo może akurat będę coś mógł zrobić niż tylko patrzeć jak tłum gapiów. Samochód zatrzymuje się z piskiem opon, a z jego wnętrza wychodzi przerażony mężczyzna

- Co z nią? Boże, co z nią ? Ja jej nie widziałam wyrosła znikąd ? Żyje? Ludzie, sprawdźcie czy oddycha! Niech ktoś zadzwoni na pogotowie- słysząc te słowa wyjmuje telefon z kieszeni łącząc się ze standardowym 112.  Nadal nie spuszczam jej z oczu. Krew wypływa jej z ucha i nosa. Przecięty również ma łuk brwiowy i pozdzierane kolana. Obok niej klęczy chłopak, chłopak którego rozpoznaje bowiem jest to nowy nabytek tutejszego klubu siatkarskiego. Siatkarz trzyma ją za ręke, którą non stop całuje. A ona na moment otwiera oczy, uśmiecha się nikle mówi ciche ‘ Kocham Cię Wojtek’ i jej głowa opada bezwładnie na drugą stronę. Zamyka oczy, a On zaczyna płakać, bojąc się, że ją straci. W oddali zaś słychać rycie kogutów dochodzących z karetki.

______
To chyba jedyny rozdział, no i jeszcze epilog, który wywarł na mojej osobie zalążki jakiś głębszych emocji,  wywołał u mnie początki łez, i nie wiem właśnie czy to cholerne przywiązanie do tej dwójki u góry, czy co. Nie wiem. Jeszcze 2 tygodnie EPILOG. Skróciłam trochę tą historię, ale przedłużyłam za to epilog.

Nie mogę doczekać się publikacji Cichego i jego dwóch rzeszowskich kumpli

Boli mnie gdzieś tam w głębi przegrana Sovii z Pszczółkami, mam jednak nadzieję, że ze Politechniką wygrają gładko 3:0

Nie przedłużam. Zapraszam do komentowania.

Jeśli masz do mnie jakiekolwiek pytanie zapraszam na .ASK

Zapraszam również na inne blogi

Kosok/Nowakowski/ Ignaczak/ Kubiak

Pozdrawiam Anka