czwartek, 31 października 2013

6


Naiwność szósta.

Nieopisanie wielkie szczęście, zawsze w pewnym momencie ogarnia każdego człowieka. Nie ogarnęło szybciej niż myślałam. Dni spędzone z Wojtkiem, a raczej wcześniej policzone godziny mijały bardzo szybko. Nasze wspólne życie odbywało się między treningami, czy wyjazdami. Przyjmujący przyjeżdżał do mnie po treningu siedział chwile po czym wracał do siebie, by się wyspać i być najlepszy w klubie na swojej pozycji.  Oczywiście, nie mam mu tego za złe, bo tego za złe mieć nie mogę. Rozumiem wszystko, wiedziałam z jakim człowiekiem się wiąże i jakiego człowieka kocham.

Przeklęta impreza zbliżała się do mnie, a dokładniej do nas coraz większymi krokami, co nie do końca mnie cieszyło. Odkąd pamiętam nie byłam duszą towarzystwa, nie lubiłam hucznych imprez, nie bywałam gwiazdą wielkiego formatu. Zdecydowanie wolałam cichą i przytulną kawiarnie lub przytulny parapet, kubek ciepłego kakao i widok na drogę. Zgodziłam się, więc ze swoim chłopakiem iść muszę na tą imprezę. Nie wiem w co mam się ubrać, ale przed takim dylematem stawiana jest chyba każda kobieta, każdego dnia.

Dziś mam postawić się naprzeciw swojemu lękowi. Dziś poznam przyjaciół mojego Wojtka. Oczywiście mam przed sobą multum pytań, nie wiem jak zareagują na taką aspołeczną i przeciętną dziewczynę, nazwać mnie również nie można było pięknością, bo takową nie byłam. Tak jak mówię taka jak przeciętna milionowa obywatelka naszej pięknej i szerokiej Polski. Ubrana w krótką czerwoną sukienkę i wysokie czarne buty, wymalowana mocno jak nigdy dotąd kroczyłam schodami na dół, bo tam już w aucie czekał na mnie mój książę.

-Cześć malutka- mówi i muska mój różowy policzek, który momentalnie nabiera temperatury.

-Cześć- udaje obrażoną- mówiłam, że nie lubię jak tak do mnie mówisz

-Ale ja lubię, więc nie masz nic do gadania- momentalnie ripostuje. Odpala samochód i rusza z piskiem opon przed siebie, moją odpowiedzią jest mięsisty śmiech.  Wyłaniamy się zza zakrętu, a jego ręka ląduje na moim udzie, co chwile się zaciskając, aż do samego domu bełchatowskiego środkowego. Nie powiem, było to doznanie dosyć przyjemne. Czułam się jakaś taka doceniona. To dziwne. Wiem. Ale moja psychika zawsze była inna. Gdy auto zatrzymuje się wszystkie moje mięśnie się spinają- No kochanie jesteśmy.- Stwierdza i zabiera rękę z mojej nogi przenosząc ją na podbródek- Nie bój się. Idziemy- mówi i przesuwa się do mnie by coś na moment zasmakować goryczy bezbarwnej szminki. Gdy już odsuwa się ode mnie oblizuje górną wargę i mlaska z przekąsem- Gorzka strasznie. Kupimy lepszą, słodszą. Nie martw się. Chodź idziemy- stwierdza i wyskakuje z auta. Ja z nogami jak waty i to nie z powodu wysokich butów, a przeolbrzymiego stresu idę koło niego silnie dzierżąc jego dłoń, która jako tako dodaje mi otuchy.

-No mówiłem Ci żebyś się nie stresowała, malutka- mówi, by za chwile zapukać głośno do mieszkania z numerem 15. Drzwi otwierają się gwałtownie, a z głębi pomieszczeń bucha ku nam masa dymu i ciepłego powietrza.

-Siema Włodi-  Jeden z nich. Całkiem przystojny. Wysoki, bardzo. Musiałam mocno zadrzeć głowę do 
góry, by ujrzeć jego twarz. Mocna kość policzkowa, i ten buńczuczny uśmiech.

-Kłosu, wariacie nie drzyj mordy na pół bloku- stwierdza Twój towarzysz

-Lajtowo. Matko… Widzę Anioła – wskazuje na Ciebie, a moja twarz znów przypomina kolor ‘dojrzałego w słońcu buraka’.

- No faktycznie Anioła. Jestem ciekawy- i w tym momencie ja muszę wtrącić swoje trzy gorsze- Nie chce wam przeszkadzać, ale od kilku minut stoimy w progu, więc albo zaraz przeniesiemy się do domu, albo ja idę do domu- z chłopakami trzeba nieraz i tak. Mocno. Stanowczo, bo jak nie to cackają się ze sobą jak pięcioletni gówniarze.

-Kurwa, myliłem się. To jednak diablica. A ja jestem tępy. Zapraszam do środka- mówi otwierając szerzej drzwi i ręką wskazując nam wejście do środka. Wchodzimy, a tam wszędzie widzę niziutkie piękne dziewczyny, które wyglądam przypominają laleczki. Są idealne i wysokich, umięśnionych facetów, których oczy wędrują na naszą trójkę. Ręka przyjmującego obejmuje moją talie dodając mi jako takiej otuchy.

-No to tak, to jest Łucja- mówi, a po chwili znasz już imiona wszystkich zebranych w dosyć dużej, ładnie urządzonej kawalerce.  Dziewczyny które wyglądały na puste o inteligencji równej minus osiem,  w rezultacie okazały się bardzo sympatyczne, a panowie nie okazali się pustymi mięśniakami a spoko gośćmi których hobby to nie tylko siatkówka. Ja też nie byłam cichą dziewczyną, a otwarta też się nie stałam dzięki kilku lampkom szampana, wręcz przeciwnie doborowe towarzystwo rozwiązało dawno zawiązany język.
W całym mieszkaniu unosił się donośny śmiech i głośne rozmowy poplątane z decybelami klubowej muzyki. 

Kiedy naścienny zegarek wskazywał godzinę 1 w nocy postanowiliśmy zebrać się tym razem do mieszkania mojego chłopaka. Oczywiście w 4 piętrowym bloku nie ma windy, a przekleństwem jest posiadanie mieszkania na właśnie 4 piętrze, a takowe miał mój chłopak. Gdy byliśmy na 3 piętrze poziom mojej energii był równy zeru.  Po wielu przerwach i zdjęciu butów dostaliśmy się do mieszkania. Jednak nie dane było nam pójście spać. Po chwili w ciemnym hollu spragnione bliskości usta chłopaka znalazły się na mojej bladej i długiej szyi. Kiedy odwróciłam się twarzą do niego, oczy świeciły nam milionem iskier. Postanowiłam przejąć jako taką kontrole. Wiedziałam co robię, wiedziałam w podświadomości, że Wojtek nie zrobi mi krzywdy. Zadziornie pocałowałam go w usta przygryzając dolną wargę. Boleśnie obijaliśmy się od ścian, w drodze do sypialni dokładnie do ogromnego łóżka przyjmującego uprzednio rozwalając i zrywając z siebie ubrania. 

Jego usta były wszędzie, na szyi, na brzuchu, na ustach, na udach.  Gdy leże w samej bieliźnie na błękitnej pościeli dziękuje opatrzności za to, że ogoliłam nogi.  Jego usta nadal drażniły każdy minimetr mojego ciała rozpalając je do czerwoności. Moje ręce błądziły po jego wyrzeźbionych mięśniach na klatce piersiowej, a oczy pożerały w całości jego ciało, które wyglądem przypominały greckiego, mitologicznego herosa. Wtedy, gdy jego ręce nie mogły poradzić sobie z zapięciem mojego stanika ja mocniejszym ruchem zsunęłam jego białe bokserki, które osunęły się na wysokość łydek. W odpowiedzi słyszysz jego cichy pomruk do ucha i słowa’ jesteś niemożliwa kochanie’. Jesteśmy już nadzy, a on patrzy na mnie wyczekując pozwolenia, które odnajduje w  figlarnym uśmiechu.  Gdy czuje jak we mnie wchodzi jestem spełniona, a miarowe ruchy bioder wyzwalają coś niebywałego w moim ciele. Nasze usta nadal są nierozłączne, ruchy z minuty na minutę przyspieszając by po upływie kilku pchnięć mogła wykrzyczeć jego imię. Przypływ ekstazy dochodzi szybciej niż mogłam sobie to wyobrazić.

-Tak bardzo Cię kocham- stwierdzam

- Ja Ciebie też- odpowiada przyciągając mnie mocno do siebie, bym bezpiecznie mogła zasnąć w jego ramionach.


Przyszłość: Coś złego nadchodzi w chwili nieopisanego szczęścia. Coś złego przychodzi nie wiadomo skąd. Coś złego przynosi śmierć lub łzy. Lecz po złej chwili zawsze przychodzi dobra to tak jak z deszczem, po którym zawsze wychodzi słońce, a wraz z nią tęcza. 


_____
Przepraszam za to wyżej, jestem strasznie niezadowolona z tego rozdziału,
Moje morale na dzień dzisiejszy są równe zeru.
Dawno nie byłam tak zmęczona.

Pisanie Nowakowskiego i Koskoa tak bardzo mnie cieszy.

Zapraszam na ASK

Komentujcie, proszę, bo strasznie mało Was tu.

Pozdrawiam

czwartek, 17 października 2013

5


Naiwność piąta


Czy można zaplanować swoją przyszłość? Oczywiście, że nie. Odpowiedź na to pytanie jest wręcz banalnie prosta, dlaczego ? Dlatego, że gdyby każdy mógłby ułożyć scenariusz swojego życia to byłoby ono przewidywalne. Każdy z nas ułożyłby dla siebie pozytywny koniec, a przecież w życiu nie zawsze o to chodzi. Czyż nie?

W szpitalu spędziłam 7 dni, które upływały strasznie szybko. Panie pielęgniarki obdarowywane tonami czekolady i litrami wina pozwalały Wojtkowi przebywać u mnie dłużej niż było to wcześniej planowane i ustalane w regulaminie. Nim się obejrzałam to byłam już w pięknym mieszkaniu mojego chłopaka. Mojego chłopaka, Boże jak to pięknie brzmi. Tak nierealnie. Wracając do tematu siedziałam w mieszkaniu przyjmującego w jego koszulce w smerfy i klubowych spodenkach, bo wcześniej wymieniony zalał mnie jogurtem. Mocno i szczelnie okryłam się kocem siedząc na parapecie z nogami tuż przy brodzie. Śmiałam się jak dziecko widząc jego poczynania, a zarazem chłonęłam i jadłam go wzrokiem. Biszkoptowe spodnie i błękitna koszula z rękawem na ¾ dodawała mu zdecydowanie uroku i młodzieńczości. Widząc go tańczącego do radia nie sposób było się nie uśmiechnąć. Ja już kiedyś pisałam swój scenariusz i z perspektywy czasu wiem, że było to bardzo żałosne, bo wystarczy moment, zaledwie jeden moment i nasz misterny plan rozpada się z wielkim hukiem pozostawiając po sobie jedynie ogromne tumany kurzu.

-Wiesz malutka, kiedyś miałem dziewczynę dosyć ładną i ona miała takie długie nogi. To w Austrii jeszcze było, no i wyobraź sobie spotkałem ją ostatnio w Łodzi jak jechałem do Ciebie- słysząc jak obrazowo mówi mi o swojej niedawnej wybrance serca to coś się we mnie zagotowało nie sądzę by była to zazdrość. Momentalnie zeskoczyłam z parapetu, a koc rzuciłam na duże łóżko i kieruję się do wyjścia ale nagle duże ręce łapią mnie za miednicę i unoszą nad Ziemię- Malutka jesteś zazdrosna, ale nie wiesz najważniejszego

-Spadaj, nie jestem zazdrosna- mówię, a siatkarz obracił mnie do siebie. Oplatłam nogami jego biodra i spoglądam w oczy

-No, ona mi zabiła chomika- mówi z udawaną rozpaczą w głosie. Skwitowałam to perlistym śmiechem. Nagle spoważniałam

- Dlaczego akurat ja bezpłciowa, nudna, bez perspektyw, taka jak milion, innych przeciętnych dziewczyn- pytam, a Twoja usta nadal się śmieją.

-Malutka nie jesteś taka jak milion dziewczyn. Jesteś piękna, nieobliczalna, bezpretensjonalna, delikatna, stanowcza, ale i cicha, nieśmiała, a przede wszystkim jesteś moja i tylko moja- mówi. Czuje się wyjątkowa, prawie jak główna odtwórczyni w Jeziorze Łabędzim- Wiesz- kontynuuje- Miłość to strasznie dziwny stwór. Nie raz potrzeba wielu lat, wielu chwil spędzonych razem, wielu godzin rozmów, wielu kłótni by dwójka ludzi zrozumiała, że to co jest pomiędzy nimi nie jest zwykłą, przeciętną przyjaźnią, a wielką miłością do grobowej deski. Czasami też się zdarza, że dwoje obcych sobie ludzi spotyka się całkiem przypadkiem i jedna chwila, jedno spojrzenie, jeden uśmiech, jedno słowo utwierdza Cię w przekonaniu, że jest to miłość. Miłość nie łatwa, ale wielka i szlachetna. Wiesz malutka, Kocham Cię.

-Nie lubię jak mówisz do mnie malutka, ale Kocham Cię jak nikogo innego na tym świecie- mówię, a po chwili nasze spragnione namiętności i siebie nawzajem usta łączą  się w zachłannym pocałunku. Nasze języki toczą bój o śmierć i życie lecz w naszym przypadku nie będzie przegranego, są sami wygarnia z zielonym wieńcem na głowie. Gdy zabrakło nam już tlenu zapytałam

-Ile jeszcze będziesz miał siły by mnie trzymać- odpowiedzią jest śmiech- Łucja jesteś leciutka, więc pewnie całymi godzinami. A zapomniałbym o czymś ważnym, bo widzisz- i tu nastąpiła chwila ciszy. Śmiem wątpić, że mój chłopak nie jest nieśmiały.- No bo Andrzej z Karolem robią imprezę z okazji otwarcia sezonu- no i ja już wiem co jest na rzeczy, nie jestem duszą towarzystwa, ale czego się nie robię dla tej ukochanej osoby.

-No, i że ja mam na tą imprezę z Tobą iść- pytam się delikatnie wtulając twarz w zagłębienie szyi.

-Oczywiście, że tak. Będziesz gwiazdą wieczoru- a przez myśl mi przeszło, że raczej gwiazdą, ale spalonego teatru- No oficjalnie razem, pierwsza impreza. Czerwony dywan, blask fleszy. Sama rozumiesz, wagę sytuacji

-Boże Wojtek jak ja Cię kocham mówię i zeskakuje z objęć ukochanego

-Świetnie Ci w moich spodenkach- stwierdza a ja jak na zawołanie mocniej kręcę tyłkiem co zostaje skwitowane zabawnym gwizdem.  

Oczywiście zgodziłam się, że pójdę na tą imprezę, ale nie myślałam wtedy, że będzie ona już jutro. Na wycofanie się było już stanowczo za późno. Siedzę na swojej kanapie czekając, aż Adrian akceptuje ode mnie połączenie. Chyba czas się wygadać, od samego początku do końca. Po upływie kilku chwil widzę roześmianą twarz chłopaka.

-Witam gwiazdę wielkiego formatu- i po tych słowach wybucham śmiechem, bo przypomniały mi się słowa przyjmującego o blasku fleszy- Kochana, a co Ty taka roześmiana, rozchichotana nie poznaję Cię jeszcze nie tak dawno nie chciałaś żyć, a tu taka zmiana. - pyta, a w głowie dudnią mi tamte słowa. Teraz widzę jak człowiek może zmienić się w ułamku chwili. Widzę jak na człowieka wpływa drugi człowiek. 

-Wiesz, Adrianku czasami tak się zdarza, że coś przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie- mówię nieśmiało spoglądając w obraz monitora

- Zakochałaś się- stwierdza, to chyba widać, że moje oczy nie są już przytłoczone nie pragną śmierci, a szczęścia

-Chyba tak- i w tym momencie sama się odblokowałam. Nie wiedziałam, że moje usta są wstanie przewinąć przez siebie taką lawinę słów. Opowiadam mu ten tydzień i oczywiście składam dobry opieprz za to co zrobił. - Ale powiedz mi jedno, skąd on wiedział, że jestem teraz w szpitalu? Jak go znalazłeś?

-O nie moja droga. Tym razem to nie moja wina-  chłopak broni się zabawnie machając rękoma- szedłem do Ciebie do mieszkania, a on zaczepił mnie w tym parku, a że wiesz ja do nieśmiałych nie należę, to mu opowiedziałem jaka jest sytuacja, ominąłem oczywiście sama wiesz jaki wątek- gdy przypominam sobie o mojej chorobie z która na szczęście na razie mam spokój to czuje jakieś dziwne ukłucie w sercu. Gdzieś w głębi dziękuje Adrianowi za to, jak się zachował, bo to dzięki niemu chyba jesteśmy teraz razem, bo ja po tych słowach które powiedziałam przyjmującemu w parku nigdy nie odważyłabym się ponownie spojrzeć mu w oczy. Ale chyba ta przeklęta fortuna która kręciła kołem jednak darzy moją osobę jakąś tam sympatią i nie zostawiła mnie samej tylko zesłała kogoś na moją drogę z czego jestem jej bardzo wdzięczna.

Stoję już kolejną minutę przed lustrem poprawiając i tak idealnie wyglądające już włosy. Jestem dumna z tego jak wyglądam, i że sama na to wpadłam.  Czarna koronkowa bluzka z trzema czerwonymi kokardkami z tyłu, a pod nią czarny stanik, czarne skórkowe leginsy, i na stopach wysokie czerwone szpilki, tak w skrócie można opisać było mój strój. Wysoki niechlujny kok i oczy z pięknie wywiniętymi kreskami które optycznie je powiększały no i usta krwistoczerwone, które nadawały mojej osobie czegoś... sama nie wiem czego

-Wiesz Wojtek trochę się boje- mówię cicho

-Czego? -pyta- Kurde w sumie ja też się boję, ze będą na Ciebie patrzeć. Ty nie musisz się niczego bać, zawsze będę u Twojego boku. Pamiętaj zawsze

______________
SIELANKA MOI MILI, SIEEELANKA.

Czas na przeprosiny z mojej strony, otóż chciałam przeprosić za tamten rozdział, który był pewnego rodzaju oczyszczeniem mnie samej. Musiałam wyciągnąć z siebie to wszystko co gdzieś tam leży mi na sercu no i wyszło krwioplucie. Przepraszam, ze musiałyście wiele wycierpieć i przeżyć mdłości przeze mnie.

NO I MAMY PUCHARA PANOWIE MAMY PUCHARA ! 

Muszę Wam jeszcze powiedzieć, że Prolog historii o Nowakowskim i jego rozdziały tak bardzo mi się podobają, ze zaczynam wątpić, że ja sama to napisałam

No więc jeśli masz do mnie jakieś pytania  to zapraszam na ASK

Zapraszam również na /NOWAKOWSKIEGO/KUBIAKA/KOSOKA

No i oczywiście KOMENTUJCIE.

Pozdrawiam Anka

czwartek, 3 października 2013

4



Naiwność czwarta


Czym jest rozczarowanie ? Czy to tylko uczucie przykrości, gdy coś nam nie wyjdzie?  Czy to jest to uczucie, gdy naszą duszę przeszywa smutek, bo ukochana osoba nie robi tego czego byśmy od niej oczekiwali? Czy dla rodziców dziecko może być rozczarowaniem? Owszem. Ja nim byłam dla swoich rodziców.

To już któraś z kolejnych nocy podczas której moja wyobraźnia płata mi figle i śni mi się moje szczęśliwe życie. To kompletnie nie do pomyślenia, bo mój byt już kiedyś został gdzieś tam na górze podkreślony dwa razy grubą linią z dopiskiem ‘ dno ‘. Wszystko to co dzieje się w okół mnie zaczyna powoli mnie dobijać. Samotność która nacechowała moje życie to paskudna kobieta, która odbiera mi krzty nadziei. Od ostatniego spotkania z nim minęły 3 godziny. Adrian za niedługo znów wyjedzie, a ja zostanę samotna. Dzięki własnej głupocie. Może lepiej będzie jak spakuje walizki i przeprowadzę się do Adriana. I tak nic, ani nikt tutaj mnie nie trzyma.  Siedząc na wspomnianej już kilkukrotnie sofie trzymam mocno butelkę ‘Okocimia’ wpatrując się w spektakularny i mocno efektowny wyskok Bartmana. Uśmiecham się. Sztucznie, bo sztucznie lecz mocno realistycznie. Nagle czuje, jak coś podnosi mi się ku górze i bynajmniej nie jest to zawartość żołądka. Po chwili czuje wypływającą między palcami krew.

Uczucie w którym patrzysz jak Twoja dusza krwawi jest cholernie dziwne, Może to serce nie wytrzymało Jego widoku i po prostu pękło. Ale jak mogło pęknąć przez niego, skoro nawet nie byliśmy razem. Nie powiedział mi, że mnie kochał, a ja za szybko uwierzyłam, że ktoś może mnie pokochać. Mnie sfiksowaną osobę. Poznał troszkę i uznał, że nie ma co się pakować w takie gówno o imieniu Łucja.

-Boże Łuki jedziemy do szpitala. To wróciło. Znów!-  Adrian znów krzyczy. Znów się martwi. Nie potrzebnie. Wiedziałam, na co się piszę. Wiedziałam jakie będą konsekwencje tego, że znów zaśpiewałam. Mimo, że trwało to zaledwie 10 minut. Wiedziałam, że ten koszmar może powrócić.- Boże ja powinienem Cię odwieźć od tego pomysłu, a ja wręcz przeciwnie jeszcze Cię w tym popierałem. To wszystko przeze mnie- chłopak mówił tak szybko, że i tak rozumiałam 5/10,ręce drżały tak mocno, a krew wypływała już dosyć mocno z moich ust. Czarny top i  tak już był cały zakrwawiony podobnie jak i bluzka chłopaka.

-To nie Twoja wina- mówię i mam ochotę się uśmiechnąć lecz szybko wyobraziłam sobie jak muszą wyglądać zakrwawione zęby i buzia dziewczyny. Jeśli ja sama bym siebie zobaczyła nawet już nie w nocy to jestem pewna, że szybko bym uciekała. Ba szybko ! Jak Usain Bolt na 100 metrów.

Po kilku minutach siedziałam już na szpitalnej poczekalni. Było mi strasznie dziwnie. Wszystkie pary oczu skierowane były na mnie. Czy ja wyglądam jak dziewczyna z patologicznej rodziny, w której przemoc wiedzie główny prym? Muszę wszystkich odwieźć od tych przypuszczeń. Otóż tak wygląda dziewczyna, która śpiewała, a nie powinna. Tak wygląda dziewczyna która kiedyś miała raka strun głosowych, których nie powinna nadwyrężać. Tak wygląda dziewczyna która chciała być kimś innym. Tak wygląda wrak człowieka, który chce być po prostu szczęśliwy, a dziwnym zbiegiem okoliczności nie jest. To strasznie przykre.

Minuty upływają wyjątkowo wolno. Wskazówki zegarka dźwięczą wyjątkowo głośno. Krew upływa wyjątkowo szybko, a mnie nikt nie jest skory pomóc. Robię się blada. Coraz bardziej. Oczy z sekundy na sekundę tracą swój blask, by po chwili osunąć się z impetem na zimne szpitalne płytki. Gdzieś tam w głębi siebie mam pewnego rodzaju satysfakcję z tego względu, że dzięki kolejnemu dziś już show będę miała chociaż kompleksowa opiekę i wiem, że teraz przynajmniej ktoś się mną zajmie. To dziecinne wiem, ale czasami tak trzeba. Przecież nie zemdlałabym z takiego sobie kaprysu. Nie jestem, aktorką. Nawet jeśli miałabym zagrać drzewo w parku to i tak bym nie podołała i 98 letnia babcia zrobiłaby to lepiej.

Leże na mało wygodnym wysokim łóżku. Pan w białym kitlu świeci mi latarką w oczy.  Chce już stąd wyjść. Iść do domu. Udać, że ‘lekkie’ krwawienie nie miało miejsca i można mu zaradzić wciskając sobie znaczna ilość papieru toaletowego w dziurki od nosa. Znów po upływie kilku, a może kilkunastu ślamazarnie upływających minut dowiedziałam się, że mój los nie jest przesądzony, że muszę poleżeć tu jeden calusieńki tydzień. Mowa przez ten tydzień będzie moim wrogiem, niczym umarły rycerz z którym nie można wygrać, bo jego celem jest zemsta. Czyli można zrozumieć, że struny głosowe się na mnie zemściły, i że nie wydadzą nic, a nic z siebie przez te 7 dni. Świetnie po prostu. Świetnie.  Moje błagalne spojrzenia posłane w kierunku przyjaciela poskutkowało tym, że przez kolejne minuty wypisywałam na kartce co przyda mi się w tym jakże wypasionym szpitalu.  A może lepiej z bólem i czerwoną śliną wrócić do domu? I bez upokorzenia i z pewnego rodzaju satysfakcja zaszyć się w czterech ścianach by rozmyślać o tym co by mogło być jakbym inaczej się zachowywała. Jakbym była inną osobą. Czy Wojtek mógłby do mnie poczuć? Bo obawiam się, że ja zbyt szybko i gwałtownie się w nim… No właśnie? Chyba zauroczyłam, ale chyba tak zachowują się osoby cierpiące na poszerzającą się samotność. Na gwałt szukają kogoś kto zabierze ją w świat pełen ludzi. Gwaru. Chaosu.

Wkłucie się w i tak słabą już żyłę graniczy w moim przypadku z cudem. Po kilku próbach starszej stażem pielęgniarce udaje się uczynić niemożliwego. Przyjaciel zniknął, lecz najprawdopodobniej zjawi się z przeogromną torbą i milionem rzeczy które okażą się wcale nie potrzebne. Mam nadzieję, że chociaż laptopa weźmie, albo książki no i oczywiście mojego kochaną starą lekko podniszczoną mp4. Przeraża mnie to wszystko. Te ściany. Te łóżko.  Adrian nie wraca i nie wraca. Dziwne. Krwawienie ustało. Z potężnym kijkiem na kółkach na którym wisiała kroplówka obrałam cel – toaleta. Przecież jako taka potrzeba fizjologiczna nie może wytrzymać, a wstrzymywanie moczu jest gdzieś tam naukowo udowodnione jako szkodliwe. Nie boli mnie nic, oprócz gardła. Muszę koniecznie iść do tej łazienki. Po skorzystaniu z toalety wiedziałam, że muszę przepłukać jeszcze gardło. Każdy pochłonięty łyk, który zostawał wypluty do umywalki swoim kolorytem był coraz bardziej jasny, aż w końcu wyplułam bezbarwną ciecz.

 Usatysfakcjonowana wróciłam do szpitalnej sali. Nie mogłam usiedzieć w miejscu i od kilku chwil przemierzałam trasę od okna do drzwi omijając zgrabnym łukiem łóżko.  Długość ta wynosi dokładnie 12 i pół stopy w rozmiarze 36. Strasznie to interesujące, a zarazem okropnie frustrujące. Stojąc oparta delikatnie dłońmi o parapet obserwuje widok za oknem i gdzieś tam w głębi siebie czując smak skrzepniętej krwi.

-Malutka, nigdy więcej tego nie rób- skądś znam ten głos. Nie jest to na pewno głos przyjaciela. Tylko jedna osoba mówi do mnie ‘malutka’.

-Co tu robisz? Skąd się tu wziąłeś- mówię, nie odwracając się do mojego rozmówcy, a tak naprawdę mam ochotę albo uciec gdzieś gdzie tylko mogą ponieść mnie nogi, bądź rozpłakać się w kącie niczym malutka i bezbronna dziewczynka która zgubiła gdzieś swojego miękkiego, brunatnego misia.

-Przyniosłem Ci rzeczy- nagle czuje jak jakiś przedmiot znajduje sobie miejsce koło moich nóg.

-Dziękuje, nie musiałeś- odpowiadam lekko spoglądając i na postać która twardo stoi koło mnie i z równą gorliwością przygląda się widokowi za brudnym oknem. Teraz właśnie układam w głowie plan w którym będzie cel główny zemsta na Adrianie. Musiał uknuć tą intryg musiał powiedzieć Jemu, gdzie teraz jestem. Mimo, że wspomniałam mu jedynie, że się tak z kimś spotkałam. Żadnych szczegółów. Chyba, że on zaczepił Adriana? Nie wiem.

-Przyszedłem coś powiedzieć-odwracam się w jego stronę- Nie prawdą jest, że jestem skurwysynem, bo jakbyś wtedy nazywała się Ty? Która wycięła sobie nożyczkami moje serce tnąca je na moich oczach?- Bierze moją dłoń i kładzie na swojej piersi. Jest mi gorąco. Bardzo gorąco- Jakbyś wtedy nazwała taką osobę?  - tęskniłam za jego oczami, ustami. Za całym nim. Za wonią perfum

-Przepraszam.- mówię szeptem spuszczając wzrok na dół.

-Nie przepraszaj. Ale nie rób tego więcej. – mówi i muska swoimi ustami moje. Żołądek przewraca się jak chce. Nagle odsuwam się błyskawicznie od chłopaka, by złamać swoją sylwetkę w pół i wyrzucić z siebie kolejną dawkę krwi na białą podłogę.



_______

Gdzieś w środku mnie boli fakt, że jeden rozdział potrafcie skomentować <27 komentarzy> a drugi 15. Wątpię coraz bardziej w to co robię. Może za dużo sobie obiecałam, poprzeczkę postawiłam zbyt wysoko.

MAMY PIERWSZY POCAŁUNEK !!

Piotrek trenuje już w Rzeszowie. Cieszycie się? Ja bardzo. 

Skomentuj. Zostaw po sobie jakiś znak. 

Jeśli masz do mnie pytanie zapraszam ASK

NOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOG. Zostaw po sobie jakiś znak.

Zapraszam również na Kubiaka/Kosoka

Pozdrawiam Anka