Naiwność czwarta
Czym jest rozczarowanie ? Czy to tylko uczucie przykrości,
gdy coś nam nie wyjdzie? Czy to jest to
uczucie, gdy naszą duszę przeszywa smutek, bo ukochana osoba nie robi tego
czego byśmy od niej oczekiwali? Czy dla rodziców dziecko może być rozczarowaniem?
Owszem. Ja nim byłam dla swoich rodziców.
To już któraś z kolejnych nocy podczas której moja wyobraźnia płata mi figle i śni mi się moje szczęśliwe życie. To kompletnie nie do pomyślenia, bo mój byt już kiedyś został gdzieś tam na górze podkreślony dwa razy grubą linią z dopiskiem ‘ dno ‘. Wszystko to co dzieje się w okół mnie zaczyna powoli mnie dobijać. Samotność która nacechowała moje życie to paskudna kobieta, która odbiera mi krzty nadziei. Od ostatniego spotkania z nim minęły 3 godziny. Adrian za niedługo znów wyjedzie, a ja zostanę samotna. Dzięki własnej głupocie. Może lepiej będzie jak spakuje walizki i przeprowadzę się do Adriana. I tak nic, ani nikt tutaj mnie nie trzyma. Siedząc na wspomnianej już kilkukrotnie sofie trzymam mocno butelkę ‘Okocimia’ wpatrując się w spektakularny i mocno efektowny wyskok Bartmana. Uśmiecham się. Sztucznie, bo sztucznie lecz mocno realistycznie. Nagle czuje, jak coś podnosi mi się ku górze i bynajmniej nie jest to zawartość żołądka. Po chwili czuje wypływającą między palcami krew.
To już któraś z kolejnych nocy podczas której moja wyobraźnia płata mi figle i śni mi się moje szczęśliwe życie. To kompletnie nie do pomyślenia, bo mój byt już kiedyś został gdzieś tam na górze podkreślony dwa razy grubą linią z dopiskiem ‘ dno ‘. Wszystko to co dzieje się w okół mnie zaczyna powoli mnie dobijać. Samotność która nacechowała moje życie to paskudna kobieta, która odbiera mi krzty nadziei. Od ostatniego spotkania z nim minęły 3 godziny. Adrian za niedługo znów wyjedzie, a ja zostanę samotna. Dzięki własnej głupocie. Może lepiej będzie jak spakuje walizki i przeprowadzę się do Adriana. I tak nic, ani nikt tutaj mnie nie trzyma. Siedząc na wspomnianej już kilkukrotnie sofie trzymam mocno butelkę ‘Okocimia’ wpatrując się w spektakularny i mocno efektowny wyskok Bartmana. Uśmiecham się. Sztucznie, bo sztucznie lecz mocno realistycznie. Nagle czuje, jak coś podnosi mi się ku górze i bynajmniej nie jest to zawartość żołądka. Po chwili czuje wypływającą między palcami krew.
Uczucie w którym patrzysz jak Twoja dusza krwawi jest
cholernie dziwne, Może to serce nie wytrzymało Jego widoku i po prostu pękło.
Ale jak mogło pęknąć przez niego, skoro nawet nie byliśmy razem. Nie powiedział
mi, że mnie kochał, a ja za szybko uwierzyłam, że ktoś może mnie pokochać. Mnie
sfiksowaną osobę. Poznał troszkę i uznał, że nie ma co się pakować w takie
gówno o imieniu Łucja.
-Boże Łuki jedziemy do szpitala. To wróciło. Znów!- Adrian znów krzyczy. Znów się martwi. Nie
potrzebnie. Wiedziałam, na co się piszę. Wiedziałam jakie będą konsekwencje
tego, że znów zaśpiewałam. Mimo, że trwało to zaledwie 10 minut. Wiedziałam, że
ten koszmar może powrócić.- Boże ja powinienem Cię odwieźć od tego pomysłu, a
ja wręcz przeciwnie jeszcze Cię w tym popierałem. To wszystko przeze mnie-
chłopak mówił tak szybko, że i tak rozumiałam 5/10,ręce drżały tak mocno, a
krew wypływała już dosyć mocno z moich ust. Czarny top i tak już był cały zakrwawiony podobnie jak i
bluzka chłopaka.
-To nie Twoja wina- mówię i mam ochotę się uśmiechnąć lecz
szybko wyobraziłam sobie jak muszą wyglądać zakrwawione zęby i buzia
dziewczyny. Jeśli ja sama bym siebie zobaczyła nawet już nie w nocy to jestem
pewna, że szybko bym uciekała. Ba szybko ! Jak Usain Bolt na 100 metrów.
Po kilku minutach siedziałam już na szpitalnej poczekalni.
Było mi strasznie dziwnie. Wszystkie pary oczu skierowane były na mnie. Czy ja
wyglądam jak dziewczyna z patologicznej rodziny, w której przemoc wiedzie
główny prym? Muszę wszystkich odwieźć od tych przypuszczeń. Otóż tak wygląda
dziewczyna, która śpiewała, a nie powinna. Tak wygląda dziewczyna która kiedyś
miała raka strun głosowych, których nie powinna nadwyrężać. Tak wygląda
dziewczyna która chciała być kimś innym. Tak wygląda wrak człowieka, który chce
być po prostu szczęśliwy, a dziwnym zbiegiem okoliczności nie jest. To
strasznie przykre.
Minuty upływają wyjątkowo wolno. Wskazówki zegarka dźwięczą
wyjątkowo głośno. Krew upływa wyjątkowo szybko, a mnie nikt nie jest skory pomóc.
Robię się blada. Coraz bardziej. Oczy z sekundy na sekundę tracą swój blask, by
po chwili osunąć się z impetem na zimne szpitalne płytki. Gdzieś tam w głębi
siebie mam pewnego rodzaju satysfakcję z tego względu, że dzięki kolejnemu dziś
już show będę miała chociaż kompleksowa opiekę i wiem, że teraz przynajmniej
ktoś się mną zajmie. To dziecinne wiem, ale czasami tak trzeba. Przecież nie
zemdlałabym z takiego sobie kaprysu. Nie jestem, aktorką. Nawet jeśli miałabym
zagrać drzewo w parku to i tak bym nie podołała i 98 letnia babcia zrobiłaby to
lepiej.
Leże na mało wygodnym wysokim łóżku. Pan w białym kitlu
świeci mi latarką w oczy. Chce już stąd
wyjść. Iść do domu. Udać, że ‘lekkie’ krwawienie nie miało miejsca i można mu
zaradzić wciskając sobie znaczna ilość papieru toaletowego w dziurki od nosa.
Znów po upływie kilku, a może kilkunastu ślamazarnie upływających minut
dowiedziałam się, że mój los nie jest przesądzony, że muszę poleżeć tu jeden
calusieńki tydzień. Mowa przez ten tydzień będzie moim wrogiem, niczym umarły
rycerz z którym nie można wygrać, bo jego celem jest zemsta. Czyli można
zrozumieć, że struny głosowe się na mnie zemściły, i że nie wydadzą nic, a nic
z siebie przez te 7 dni. Świetnie po prostu. Świetnie. Moje błagalne spojrzenia posłane w kierunku
przyjaciela poskutkowało tym, że przez kolejne minuty wypisywałam na kartce co
przyda mi się w tym jakże wypasionym szpitalu.
A może lepiej z bólem i czerwoną śliną wrócić do domu? I bez upokorzenia
i z pewnego rodzaju satysfakcja zaszyć się w czterech ścianach by rozmyślać o tym
co by mogło być jakbym inaczej się zachowywała. Jakbym była inną osobą. Czy
Wojtek mógłby do mnie poczuć? Bo obawiam się, że ja zbyt szybko i gwałtownie
się w nim… No właśnie? Chyba zauroczyłam, ale chyba tak zachowują się osoby
cierpiące na poszerzającą się samotność. Na gwałt szukają kogoś kto zabierze ją
w świat pełen ludzi. Gwaru. Chaosu.
Wkłucie się w i tak słabą już żyłę graniczy w moim przypadku
z cudem. Po kilku próbach starszej stażem pielęgniarce udaje się uczynić
niemożliwego. Przyjaciel zniknął, lecz najprawdopodobniej zjawi się z
przeogromną torbą i milionem rzeczy które okażą się wcale nie potrzebne. Mam
nadzieję, że chociaż laptopa weźmie, albo książki no i oczywiście mojego
kochaną starą lekko podniszczoną mp4. Przeraża mnie to wszystko. Te ściany. Te
łóżko. Adrian nie wraca i nie wraca.
Dziwne. Krwawienie ustało. Z potężnym kijkiem na kółkach na którym wisiała
kroplówka obrałam cel – toaleta. Przecież jako taka potrzeba fizjologiczna nie
może wytrzymać, a wstrzymywanie moczu jest gdzieś tam naukowo udowodnione jako
szkodliwe. Nie boli mnie nic, oprócz gardła. Muszę koniecznie iść do tej
łazienki. Po skorzystaniu z toalety wiedziałam, że muszę przepłukać jeszcze
gardło. Każdy pochłonięty łyk, który zostawał wypluty do umywalki swoim
kolorytem był coraz bardziej jasny, aż w końcu wyplułam bezbarwną ciecz.
Usatysfakcjonowana
wróciłam do szpitalnej sali. Nie mogłam usiedzieć w miejscu i od kilku chwil
przemierzałam trasę od okna do drzwi omijając zgrabnym łukiem łóżko. Długość ta wynosi dokładnie 12 i pół stopy w
rozmiarze 36. Strasznie to interesujące, a zarazem okropnie frustrujące. Stojąc
oparta delikatnie dłońmi o parapet obserwuje widok za oknem i gdzieś tam w
głębi siebie czując smak skrzepniętej krwi.
-Malutka, nigdy więcej tego nie rób- skądś znam ten głos.
Nie jest to na pewno głos przyjaciela. Tylko jedna osoba mówi do mnie ‘malutka’.
-Co tu robisz? Skąd się tu wziąłeś- mówię, nie odwracając
się do mojego rozmówcy, a tak naprawdę mam ochotę albo uciec gdzieś gdzie tylko
mogą ponieść mnie nogi, bądź rozpłakać się w kącie niczym malutka i bezbronna
dziewczynka która zgubiła gdzieś swojego miękkiego, brunatnego misia.
-Przyniosłem Ci rzeczy- nagle czuje jak jakiś przedmiot
znajduje sobie miejsce koło moich nóg.
-Dziękuje, nie musiałeś- odpowiadam lekko spoglądając i na
postać która twardo stoi koło mnie i z równą gorliwością przygląda się widokowi
za brudnym oknem. Teraz właśnie układam w głowie plan w którym będzie cel
główny zemsta na Adrianie. Musiał uknuć tą intryg musiał powiedzieć Jemu, gdzie
teraz jestem. Mimo, że wspomniałam mu jedynie, że się tak z kimś spotkałam.
Żadnych szczegółów. Chyba, że on zaczepił Adriana? Nie wiem.
-Przyszedłem coś powiedzieć-odwracam się w jego stronę- Nie
prawdą jest, że jestem skurwysynem, bo jakbyś wtedy nazywała się Ty? Która
wycięła sobie nożyczkami moje serce tnąca je na moich oczach?- Bierze moją dłoń
i kładzie na swojej piersi. Jest mi gorąco. Bardzo gorąco- Jakbyś wtedy nazwała
taką osobę? - tęskniłam za jego oczami,
ustami. Za całym nim. Za wonią perfum
-Przepraszam.- mówię szeptem spuszczając wzrok na dół.
-Nie przepraszaj. Ale nie rób tego więcej. – mówi i muska
swoimi ustami moje. Żołądek przewraca się jak chce. Nagle odsuwam się
błyskawicznie od chłopaka, by złamać swoją sylwetkę w pół i wyrzucić z siebie
kolejną dawkę krwi na białą podłogę.
_______
Gdzieś w środku mnie boli fakt, że jeden rozdział potrafcie skomentować <27 komentarzy> a drugi 15. Wątpię coraz bardziej w to co robię. Może za dużo sobie obiecałam, poprzeczkę postawiłam zbyt wysoko.
MAMY PIERWSZY POCAŁUNEK !!
Piotrek trenuje już w Rzeszowie. Cieszycie się? Ja bardzo.
Skomentuj. Zostaw po sobie jakiś znak.
Jeśli masz do mnie pytanie zapraszam ASK
NOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOG. Zostaw po sobie jakiś znak.
NOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOG. Zostaw po sobie jakiś znak.
Pozdrawiam Anka
witaj :) wiesz ja na twoim miejscu bym się aż tak bardzo nie przejmowała, że dodajemy w różnej liczbie komentarze, ja bardzo lubię czytać twoje blogi i nigdzie się nie ruszam :) także może dla Ciebie to nic nie znaczy dodawać rozdziały dla jednej osoby a dla mnie to bardzo dużo, ba ja na każdy czekam z niecierpliwością :) i już nie mogę doczekać się następnego :) a ten był genialny i te zwroty akcji zawsze jak czytam to nie wiem czego mam się spodziewać :) do następnego :*
OdpowiedzUsuńZałamałaś mnie.
OdpowiedzUsuńKocham Cię i jak piszesz i wgl kocham wszystko co robisz niuniu<3
Ale czy w każdym twoim opowiadaniu musi być ból, nowotwór jakiś wypadek albo śmierć?
Kocham tego bloga i bardzo mi się podoba to opowiadanie i się cieszę, że piszesz, bo masz talent ale nienawidzę szpitali i samo wyobrażenie wymiotowaniem krwią powoduje u mnie omdlenia.
Kocham Cię i czekam jak zwykle na następny mam nadzieję mniej drastyczny ;3
nigdy-wiecej-ciebie.blogspot.com
Jezu, Ty jesteś po prostu świetna. Kocham tego bloga za krew, ból i smutek chyba właśnie, on mnie tak porusza, że o Boże. Jest taki naturalny i prawdziwy. Kinga. x.
OdpowiedzUsuńMożna się było domyślić, że wielkiego optymizmu i radości u Ciebie nie znajdziemy. Mimo wszystko piszesz tak ciekawie, że tego się nie da nie polubić!
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, czego się dalej spodziewać... Na razie nie wygląda to dobrze, ale przynajmniej się pogodzili :))
A komentarzami się nie przejmuj, to i tak spora ilość! :)
Czytam i będę czytać ;) Również komentuję, bo sama się przekonałam, jak ważne to jest dla autora :]
OdpowiedzUsuńPierwszy pocałunek... JUPI!!! ^^
Ujawnia się powoli straszna przeszłość Łucji... Mam nadzieję, że Wojtek będzie ją wspierał. Że pierwsze spotkanie było przeznaczeniem, a pierwszy pocałunek im to uświadomi :)
Bardzo lubię czytać to opowiadanie. Nie przejmuj się tak bardzo ilością komentarzy. Ważne jest to, że są osoby, którym się to podoba, dla których to jest ważne, które to interesuje.
Zapraszam do mnie ;)
Laura dała chłopakowi szansę, ale czy on dobrze ją wykorzysta? Czy dziewczyna nie będzie żałować i na jaką decyzję się zdecyduje? Serce wyrywa się do niego, a rozum podpowiada co innego... Kolejny rozdział na:
http://siatkowka-w-moim-zyciu.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie ;*
Jak zwykle jestem :)
OdpowiedzUsuńMatko,rak strun głosowych? Zaskoczyłaś mnie,bardzo!
Oby tylko krwawienie ustało i Łucja mogła po prostu wrócić do domu.
I nareszcie mamy pierwszy pocałunek,więc i coś dobrego się wydarzyło w tym rozdziale :)
Całuję serdecznie i pozdrawiam :)
Ola <3
Emocjonujący rozdział, bardzo. Mam nadzieję, że z Łucją będzie wszystko okey. Zresztą ma takiego opiekuna, że sama jego obecność dodaje skrzydeł ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; *
FV.
Czytam czytałam i czytać będę.
OdpowiedzUsuńWiem, nie zawsze komentuję! Przepraszam! Staram się to robić najczęściej jak się da i niestety jeszcze nie opanowałam do perfekcji pisania swoich wypowiedzi pod każdym postem. Dlaczego? może dlatego, że kiedy przeczytam to najpierw jestem w zbyt ciężkim stanie do napisania czegokolwiek, a odrobinę czasu łapię tylko w weekendy. Po weekendach cudem jest wejście na cokolwiek innego niż Facebooka na pięć minut... A takie komentowanie wymaga chociaż odrobiny zastanowienia. Dlatego też błagam! Nie przejmuj się tym, że jestem tu nie zawsze.... Głupek ze mnie, no, ale co mam zrobić?
Co do rozdziałów: bardzo mi się oba podobają. Mówiłam już o tym, że bohaterka przypomina mi... Mnie! Ale ja mogę cieszyć się brakiem paskudnego choróbska. Chociaż jak to mówi znajomy lekarz: nie ma osób zdrowych, są tylko niezdiagnozowane. Wojtek walnął takim tekstem, że łoho! Wkurzyłabym się na jej miejscu... chociaż w sumie nie wiem, ale jakoś taki niezbyt szczery chłopiec mi się wydaje. Za to PRZYJACIEL ma wpierdziel na 100%!
chwilę przyjemności Łucja opłacić musi ogromnym cierpieniem fizycznym. dobrze, że pojawił się Wojtek, by choć psychiczny ból ukoić. i mam nadzieję, że będzie go koił już częściej, intensywniej.
OdpowiedzUsuńChoroba potrafi przewrócić życie do góry nogami. Czytając to , co stworzyłaś uświadamiam sobie jak ulotne są chwile. Uczę się ,że trzeba wykorzystywać każdy dzień. Wiem jak ważne jest czytanie komentarzy , bo to właśnie one dają ogromnego kopa do pisania.
OdpowiedzUsuńPierwszy pocałunek- wreszcie się doczekałyśmy ;)
Buziaki
Sialalala, wrócę tutaj niedługo! <3
OdpowiedzUsuńobiecuję, że jak tylko znajdę czas to wezmę się za czytanie :)
OdpowiedzUsuńTen rak strun głosowych jest... przerażający ;-; I nie wiem czy to kwestia mojego zmęczenia (dziewięć godzin na uczelni, umieram ok) czy to naprawdę jest takie straszne, ale centralnie mnie mdliło przez cały ten rozdział. To wymiotowanie krwią, omdlenie... Nie umiem sobie wyobrazić jak strasznie cierpi Łucja :( Ale cieszę się, że z tego jej pobytu w szpitalu stało się tyle dobrego, że pogodziła się z Wojtkiem :) I ten ich pocałunek *-* Mam nadzieję, że już będzie tylko lepiej!
OdpowiedzUsuńhttp://nie-zakochuj-sie.blogspot.com/ zapraszam na nowy :)