Naiwność trzecia.
Zdenerwowanie. Czym ono jest? Czy to pewien rodzaj lęku?
Lęku przed nieznanym? A może to drżenie rąk nie do opanowania, podobne do tego
jakie ma alkoholik gdy jego organizm przez moment nie zaznał smaku wódki. Czy
to rozpalone policzki? A może ścisk w gardle lub bolący żołądek? A jak nazwać
stan kiedy wszystkie te objawy są twoim najlepszym przyjacielem? Jak nazwać
moment w którym nie umiesz skleić najprostszego zdania? Jak nazwać ten moment?
No jak ?
Strasznie bałam się spotkania z Wojtkiem. W sumie nie powinno
być nic w tym dziwnego. Nie jest to przecież żadna randka zwykłe przyjacielskie
spotkanie, które umili mi popołudnie. Strach przed samotnością pcha mnie w
kierunku siatkarza. Nie wiem czy dobrze czynię spotykając się z nim. Przecież
ja Łucja, samotniczka która ma jednego przyjaciela i milion znajomych pająków
czy muszek nie nadaje się do posiadania nowego przyjaciela. Może to fakt, że jestem społecznym odludkiem
sprawił, że nie umiem nawiązywać kontaktu z ludźmi, a wręcz czasami nawet się
ich boję.
Ubrana w kwiecistą sukienkę przepasana w pasie cienkim,
czarnym paskiem, na nogach mając czarne lity z ćwiekami kroczyłam w kierunku
parkowej ławki. Makijaż nie był moim przyjacielem i jedynie lekko wytuszowane
rzęsy były moim sprzymierzeńcem. Wokół mnie nie było nikogo. Siedziałam na
zimnej zielonej ławce i nerwowo spoglądałam na telefon i gdy na wyświetlaczu
zauważyłam godzinę 18.10 doszłam do wniosku, że chłopak na pewno się rozmyślił.
Podniosłam dziwnie ociężałe ciało z ławki i powolnym, zrezygnowanym krokiem
kroczyłam w kierunku mieszkania. Nagle usłyszałam, że ktoś krzyczy moje imię.
Początkowo dźwięk ten uznałam, za wytwór mojej wyobraźni, ale gdy natężenie
dźwięku było coraz większe przystanęłam na moment, nie odwracając się do
apogeum dźwięku.
-Boże Łucja tak bardzo Cię przepraszam, trening mi się
przeciągnął- powiedział. W jego pięknych nad wyraz oczach widziałam skruchę.
Powinnam się karcić w myślach i wysłać sama na ścięcie za to, że zaczynam
postrzegać chłopaka jako mężczyznę, a nie jako przyszłego kolegę.
-Spoko, nie myślałam, że przyjdziesz. Myślałam, że się
rozmyśliłeś- dodałam chcąc brzmieć naturalnie. Nie chciałam, żeby wydało się,
że czekam na to spotkanie jak dziecko na lizaka.
-Obiecałem Ci coś. A ja zawsze dotrzymuje obietnic-
powiedział. Nikle się uśmiechnęłam. Przyjmujący przerzucił torbę na drugie
ramie, złapał mnie za dłoń splatając nasze palce. Przez moje ciało przeszedł
dreszcz. Chyba i On to poczuł, bo słuchać było głośne wypuszczenie powietrza
świadczące o lekkim uśmiechu. Niby to dziwne, bo nie znamy się Bóg wie ile.
Gest ten był dziwnie naturalny. Jakbyśmy to robili codziennie. – Gdzie
idziemy?- zapytał przerywając głuchą ciszę oraz moje przemyślenia.
-Nie wiem, oddaje się do Twojej dyspozycji- odpowiedzią na
moje głupie oświadczenie po którym na moją buzię wkradł się ogromny rumieniec
był śmiech Wojtka. Po chwili i moje struny głosowe w porozumieniu z płucami
wydobyły z siebie dźwięk imitujący śmiech.- No może nie co końca w całości,
jednak tak czy siak prawię się nie znamy- dodałam
-Dobrze malutka- malutka? Niby to takie słodkie. Inne.
Dziwne. Dziecinne, ale podobało mi się to. Jeszcze nikt nigdy tak się do mnie
nie zwracał. A jeśli się zwrócił, został zagryziony ostatnim zębem i
spiorunowany morderczym wzrokiem bazyliszka.
Szczery uśmiech. Pocieranie strunę głosową o strunę dzięki której w rezultacie można usłyszeć gardłowy męski głos oraz cichy piskliwy śmiech dziewczyny. Osoby patrzące na tą dwójkę mogą z pewnością powiedzieć, że osoby te darzą się silnym uczuciem, a nawet miłością. Miłością wielką. Niegasnącą. Para młodych ludzi siedząca na skraju marmurowej przybudówki fontanny cieszyła się sobą. Cieszyła się chwilą. Jedną z tych osób nie mogę być ja? Wredna samotniczka. To nieprawdopodobne. Nierealne. Twoja ciepła ręka przykryła moją drobną lekko zziębniętą dłoń. Przez moje ciało przeszedł kolejny z drobnych dreszczów, które łącząc się powodowały napływ gorąca i uczucie skrytości, bezbronności. Nagle na swoich ramionach poczułam dotyk miękkiej bluzy chłopaka.
Szczery uśmiech. Pocieranie strunę głosową o strunę dzięki której w rezultacie można usłyszeć gardłowy męski głos oraz cichy piskliwy śmiech dziewczyny. Osoby patrzące na tą dwójkę mogą z pewnością powiedzieć, że osoby te darzą się silnym uczuciem, a nawet miłością. Miłością wielką. Niegasnącą. Para młodych ludzi siedząca na skraju marmurowej przybudówki fontanny cieszyła się sobą. Cieszyła się chwilą. Jedną z tych osób nie mogę być ja? Wredna samotniczka. To nieprawdopodobne. Nierealne. Twoja ciepła ręka przykryła moją drobną lekko zziębniętą dłoń. Przez moje ciało przeszedł kolejny z drobnych dreszczów, które łącząc się powodowały napływ gorąca i uczucie skrytości, bezbronności. Nagle na swoich ramionach poczułam dotyk miękkiej bluzy chłopaka.
-Wojtek, co Ty? Będzie Ci zimno- powiedziałam zsuwając
nakrycie ciała. Jednak szybki refleks przyjmującego uniemożliwił mi to.
-Tobie jest zimno. Mnie wręcz przeciwnie.- powiedział z
pewnością. Przekręciłam głowę w przeciwnym kierunku i zatopiłam twarz w
kołnierzyku i napawałam się – To chyba Ty tak na mnie działasz- dodał cicho z
przekosem. Nie wydaje mi się, żebym mogła wywołać jakiekolwiek uczucia w tym
chłopaku. Nie mam w sobie nic, co może przyciągać. Intrygować. Mieszać.
Zniewalać.
-Idziemy się przejść?- zapytałam odwracając ponownie twarz w
kierunku chłopaka, odpowiedzią było nagłe postawienie ciała w pozycji pionowej
i wyciągnięcie ręki, uchwyconej momentalnie przeze mnie. Nasze splecione i
zimne już niemal do krańców możliwości dłonie nagle utonęły w pokaźnej kieszeni
jeanoswych spodni chłopaka. Po godzinie spacerowania po bełchatowskim parku
wróciłam do domu. Głowa zmieszaną myślami. Głową w chmurach czekających na
złego ptaka który uderzy mnie w potylicę lub narobi na nowe buty.
Czas, który biegnie nieodwracalnie. Żadna minuta już nie
wróci. Żadna sekunda już się nie powtórzy. Mijały dni. Mijały tygodnie. Minął
miesiąc. Wojtek nie odzywał się. Znaczy
czasami minęliśmy się w parku. Obojętnie. Jakby tamte piękne chwile nie miały
miejsca. W każdej tej chwili nie wiem czemu, czułam uczucie jakby w moje ledwo
i tak pompujące krew serce ktoś wbijał drobne drewniane drzazgi. Czułam się
nieswojo. Znów w szeregi moich dobrych przyjaciół zaczął górować tytoń.
Zwłaszcza z elementami mięty. Każda minuta sprawiała, że uświadamiałam sobie o
swojej denności. O swojej nic nie wartości. Może mój los już jest przesądzony i
nigdy nie będzie dane być mi szczęśliwym. Wina chyba leżała we mnie. To ja nie umiałam
być kimś w kim można się zakochać, czy po prostu polubić. Byłam jakimś dziwnym
tworem. Nawet biedy Adrian nie wytrzymuje powoli mojego użalania się nad sobą.
Nie chce już się użalać.
Kolejny deszczowy dzień który spędzam na dworcu lekko przeskakując z nogi na nogę czekając na Adriana. W uszach lekko słychać jedną z piosenek Wallego Lopeza, którą cicho podśpiewuje. Nagle czuje czyjeś ręce oplatające mnie w pasie. Z mocno pobudzonym sercem odwracam się w kierunku mojego ‘prześladowcy’
Kolejny deszczowy dzień który spędzam na dworcu lekko przeskakując z nogi na nogę czekając na Adriana. W uszach lekko słychać jedną z piosenek Wallego Lopeza, którą cicho podśpiewuje. Nagle czuje czyjeś ręce oplatające mnie w pasie. Z mocno pobudzonym sercem odwracam się w kierunku mojego ‘prześladowcy’
-Adi jeszcze raz mnie tak przestraszysz to podetnę i te
kaprawe tętnice łyżką.- powiedziałam tuląc się do mocno wyperfumowanej piersi
przyjaciela – Tęskniłam- dopowiadam
-Nie widzieliśmy się zaledwie dwa tygodnie - odpowiada co ja kwituje mocniejszym
pociągnięciem nosem.
-Znów śpiewasz? – pyta, moje serce zaczyna bić mocniej.
Kiwam przecząco głową- Dlaczego? –
kolejne pytanie. Kolejny ból.
- Wiesz, że już nie potrafię- wróciliśmy do domu. Więcej nie
poruszaliśmy tematu mojego fałszowania. Nie potrafiłam, albo może nie chciałam
już by ktoś słyszał jak śpiewam. Nie
robiłam tego najlepiej, ale wtedy czułam się, że moja osoba coś jeszcze znaczy
na tym marnym świecie. Czułam się zauważalna. To takie inne. Proste.
Dziwne. Znów siedzieliśmy na
rozklekotanej kanapie sącząc powolnie zimną już herbatę z domieszka babcinego
soku malinowego.
-Pójdziesz jutro ze mną po gitarę? Moja stara już do niczego
się nie nadaje.- Kurdę jak nie ulec temu spojrzeniu. Jak ?
-Adrian, proszę. Rozmawialiśmy już na ten temat- tak bardzo
chce się wykręcić. Nie śpiewam już przez 3 lata. Udawało mi się dobrze. Nie
chciałam wracać, to tej niezagojonej jeszcze sprawy.
-Nie proszę Cię żebyś znów śpiewała. Po prostu idź ze mną po
gitarę – po przemyśleniu i szybkim przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw
zdecydowałam, że pójdę z nim po instrument.
-Dobrze- dodałam na co otrzymałam szybki ale zdecydowany
uścisk od przyjaciela. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Następnego dnia już od
45 minut zastanawialiśmy się z przyjacielem nad wyborem gitary. Padło na
elektryczną z tymi wszystkimi przetwornicami i innymi urządzeniami. Wracaliśmy
przez park.
-Adi spróbujemy ? – zapytałam
-Kurdę Łucja nie zrozum mnie źle, ale jesteś dla mnie jak
młodsza siostrzyczka. Nie patrzę na Ciebie w ten sposób- kiedy zorientowałam
się, że on zrozumiał moje pytanie jako chęć zagajenia związku to się mylił. Nie
kochałam go. Znaczy nie kochałam go jako faceta, kochałam go jako przyjaciela.
-Miałam na myśli, że chce teraz zaśpiewać. Dziś przed tymi
ludźmi, a Ty będziesz grał. –powiedziałam z pewnością w głosie. W oczach
przyjaciela zauważyłam zdziwienie.
-Na pewno tego chcesz? –zapytał
-Jak nic innego na świecie. Masz 15 minut na rozstawienie i
podłączeni tych wszystkich bzdetów ja idę do domu się przebrać. – po upływie
kwadransa kroczyłam alejką w czarnych skórzanych rurkach wysokich czerwonych
szpilkach i czarny top z ćwiekami kończący się zaraz za piersiami. Mocny
rockowy makijaż. Nie byłam sobą. Byłam kimś innym.
-Jejku Łuki to Ty?
- Adi a jak myślisz. Znasz chwyty do Titanium ? Tylko, że na
rockową wersję. Pamiętasz tak jak zawsze?
-Jasne- i tak po chwili cały park słyszał jak drę mordę. Jak publicznie wyrywam sobie wnętrzności. Jak śpiewam. Było idealnie. Kilka razy nie wyszło czysto. Kilka osób stało i słuchało jak
śpiewam. Gdy skończyłam z sąsiedniej alejki usłyszałam klaskanie. Odwróciłam
się to był Wojtek. Momentalnie znalazłam się koło niego. Adrenalina buzowała
przeokropnie.
-Miałeś racje, jesteś moim przekleństwem Wojtek. Ale też
jesteś jedną z najbardziej kłamliwych osób jakie poznałam. Jesteś skurwysynem
Wojtek i dzierżysz w dłoni moje serce, a krew spływa Ci między palcami. –
powiedziałam to co leżało mi gdzieś w głębi serca przez ostatnie tygodnie.
Odwróciłam się i poszłam do przyjaciela.
______
Gdzieś tam w głębi mnie podoba mi się ostatni 'myślnik' czyli słowa Łucji do Wojtka. A Wam ?
Rozdział spóźniony, miał ukazać się wczoraj, ale kompletnie zapomniałam.
NOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOG --> ZAPRASZAM i tam pozostawcie jakiś znak
Oczywiście było mi miło czytając tyle komentarzy i chciałabym widzieć tyle samo, albo i więcej pod tym postem.
Jeśli chcecie poczytać inne moje trzepy zapraszam KUBIAK/KOSOK/
Masz do mnie pytanie? ASK
TERAZ Z INNEJ MAŃKI
Kto wygra mecz? Oczywiście, że Polacy. Kto będzie najlepszym środkowym? Oczywiście, że Piotrek. I MVP też dla Piotrka.
Pozdrawiam Anka
Oczywiście było mi miło czytając tyle komentarzy i chciałabym widzieć tyle samo, albo i więcej pod tym postem.
Jeśli chcecie poczytać inne moje trzepy zapraszam KUBIAK/KOSOK/
Masz do mnie pytanie? ASK
TERAZ Z INNEJ MAŃKI
Kto wygra mecz? Oczywiście, że Polacy. Kto będzie najlepszym środkowym? Oczywiście, że Piotrek. I MVP też dla Piotrka.
Pozdrawiam Anka