Heroiczność ósma- ostatnia.
Nicość czym ona jest? Czy to pustka? Zdecydowanie. Jaka jest
ta pustka? Pustka w małym pokoju, gdy wyrzucimy na śmietnik stary, zniszczony
mebel? Czy też może pustka która rozrywa
naszą duszę, nasze ciało właśnie obracając je w nicość? Jest to cholerny ból,
bo oznacza odejście osoby którą kochamy nad życie. Która jest dla nas
wszystkim. A może samo życie jest nicością? Ludzki byt jest zabawą tego u góry
który pisze nasze biegi historii i oglądając to ma niezły ubaw z naszych
potyczek.
Leże kolejny już dzień, a ciemność przeszywa moje ciało. Nie
wiem, gdzie jestem. Słyszę momentami głośne pikanie i Jego krzyk. Znów nicość.
Nagle znów słyszę tego, który uczynił mnie najszczęśliwszą na świecie już nie
samotną kobietą.
-Błagam Cię, obudź się. Kochanie, ja nie umiem żyć bez Ciebie. Nie poradzę
sobie. Kocham Cię. Obudź się proszę. Śpisz już tyle, ale ja wiem, że mnie słyszysz. Bądź przy mnie. Każdy
dzień, co ja pierdole, każda sekunda bez Ciebie jest zmarnowanym czasem.
Pamiętasz jak się poznaliśmy, jak po raz pierwszy się do mnie przytuliłaś, jak
obiecałem Ci, że nie będziesz samotna więc nie czyń ze mnie samotnego
człowieka. Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek, pierwszą randkę, pierwszy raz? Ja
to wszystko pamiętam jakby działo się to przed momentem. Złość rozsadza moją głowę, bo gdybym wtedy
był przy Tobie nic by się nie stało. Gdybym nie wypowiedział tych kilku słów
Nie leżałabyś tu. Jak odejdziesz to wiedz, że ja odejdę z Tobą. Byłem cholernie
głupi. Tak bardzo Cię przepraszam. Boże Łucja tak bardzo Cię kocham. Nie
wytrzymam kolejnego wieczoru bez Ciebie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że
mógłbym budzić się bez Ciebie, mógłbym już nie słyszeć Twojego głosu lub
śmiechu, że mógłbym nie widzieć jak marszczysz czoło gdy się denerwujesz, że
mógłbym nie widzieć jak stoisz koło kwadratu rezerwowego w mojej koszulce
zacięcie dopingując moją grę. Więc błagam Cię, błagam Cię Łucja obudź się. –
gdy słyszałam te słowa chciałam jak najprędzej podnieść ociężałe powieki ku
górze lecz nie mogłam. Czułam jakby sklejone najtrwalszym klejem, a jakikolwiek
ruch przysparzał mnie o ból. Jednak musiałam się obudzić mimo bólu, musiałam
się obudzić.
-Wojtek- powiedziałam cicho, a gardło piekielnie mnie
bolało. On wstał ożywiony, podniósł głowę, która uprzednio leżała na mojej
dłoni. Otarł łzy.
-Boże Łucja, tak bardzo Cię kocham. Boże-powiedział i
wybiegł z sali, jak się okazało szpitalnej, by po chwili wrócić z tabunem lekarzy,
który oglądali mnie, jak jakiś naukowy ewenement. Miało być w porządku,
pozornie.
Kolejne dni w całości praktycznie przespałam. Przyjmujący
praktycznie całymi dniami i nocami siedział przy moim łóżku, i nawet gdy
pogrążona byłam hasaniem w innej galaktyce z Morfeuszem opowiadał mi o swoim
życiu, w którym przez pobyt w szpitalu nie byłam chwilowo obecna. Moje, a
dokładnie nasze szczęście okazało się pozorne. Bardzo pozorne. Okazałam się naiwna. Heroicznie naiwna, bo
wierzyłam w swoje szczęście. Nie wiedziałam jaka pogoda była za oknem, jak
miałam ten cholerny wypadek był środek lata.
Chciałam już wyjść z tego obskurnego
szpitala i pójść do domu, albo chodź to śmieszne chciałam sama o własnych
siłach dojść do toalety. Odpięłam podłączone do mojego ciała kabelki i chciałam
zsunąć nogi poza łóżko, które i tak dawało już się we znaki mojemu
kręgosłupowi. Z małą pomocą rąk zrzuciłam patyki potocznie zwanymi nogami i
chciałam wstać. Przesunęłam ciężar ciała i odpychając się rękoma od materaca
zawisłam chwilowo w powietrzu by upaść w rezultacie całym impetem ciała na
zimną oraz brudną podłogę robiąc tyle huku niczym jakby bomba uderzyła w
wysypisko śmieci. Nagle w progu zjawił się Wojtek, który upuścił torbę
treningową i podbiegł do mnie pośpiesznie.
-Malutka, co Ty robisz. Słoneczko?- zapytał podnosząc mnie.
Oplotłam ręce na jego szyi, a twarz po której łzy zrobiły sobie rwący potok
schowałam w zagłębieniu szyi drażniąc nos kołnierzykiem od klubowej bluzy.
Trzymał mnie na rękach na środku pomieszczenia i czułam się jak wtedy kiedy
pierwszy raz go przytuliłam. Czułam jakby czas stanął w miejscu. Jakbyśmy byli
całkiem sami na tym świecie. Dookoła nas była nicość.
-Wojtek, ja nie czuje nóg. – powiedziałam po chwili by
usłyszeć ciche ‘Tscii wszystko będzie dobrze’. Po raz kolejny zeszli się
lekarze, którzy badali mnie. Z chwili na chwile robiło się to męczące.
Przyjmujący stał oparty o parapet, a w oczach można było wyczytać wiele-
zmartwienie, strach ale i miłość. Okazało się, że mój kręgosłup podczas wypadku
naruszył się za mocno. Lekarze myśleli jednak, że wszystko jest dobrze, bo nie
skarżyłam się na ból. Wpadłam w depresje,
wszystko mnie denerwowało całą swoją złość wyładowywałam na niczego winnym
chłopaku, który i tak nadto znosił moje humorki z cierpliwością, lecz każda
cierpliwość ma swoje granice. Jego też
miała.
-Łucja, do cholery uspokój się. Przestań się na mnie wyżywać
o każdą najmniejszą rzecz. Rozumiem, że nie możesz się pogodzić z pewnymi
rzeczami. Dla mnie też to nie jest łatwe. Jak sobie to wszystko przemyślisz, to
daj znać. Kocham Cię, na razie – i tego dnia tyle go widziałam. Odwrócona
bokiem w stronę okna myślałam nad sobą, a cholerne łzy znów płynęły ciurkiem na
nieskazitelnie białą poduszkę. Odwróciłam się i dłonią chwyciłam telefon, by na
klawiaturze wystukać zwykle ‘Przepraszam. Kocham’ i wysłać do niego.
Nie
upłynęło 30 minut, a już słyszałam jego głos, gdy witał się z pielęgniarkami.
-Nigdy więcej tak nie rób, malutka- powiedział i pocałował
mnie zachłannie. Tak jakbyśmy nie widzieli się co najmniej 5 lat.
-Nie będę- powiedziałam- Tak bardo Cię kocham. Weź mnie do
domu – zwróciłam się do chłopaka na co odpowiedział donośnym śmiechem
-Dobrze malutka- uśmiechnął się nikle i wstał
-Wojtek nie mów do mnie ‘malutka’!- krzyknęłam
-Dobrze malutka-
powiedział znikając już za rogiem. Tym razem ja skwitowałam to mięsistym
śmiechem. Chłopak wrócił z wypisem i jeszcze tego samego dnia byłam w naszym
mieszkaniu siedząc na fotelu opatulona szczelnie kocem. – Jesteś zmęczona?
Zanieść Cię do sypialni? – zaproponował. A ja wtedy dostałam olśnienia.-Nie możemy być razem- stwierdziłam. Słowa wydobywające się
z moich ust wypowiadane były tak szybko niczym pociski z broni maszynowej.
Brunatna ciecz zwana kawą rozlała się na jasnych panelach, a w uszach dudnił mi
głos tłuczonego szkła.
- O czym Ty wygadujesz?- zapytał, a ja tak bardzo nie
chciałam go stracić. Nie chciałam znów być samotna. Znów zaczęłam płakać
-Wojtek jestem kaleką rozumiesz? Do końca życia chcesz mnie
wszędzie nosić ? Opiekować się mną? Myć mnie i obtykać się ? Nie będę tak jak
wszystkie inne dziewczyny Twoich kolegów. Nie będę chodzić do klubu, do teatru,
do kina. Nigdzie nie pójdę, bo jestem pieprzonym inwalidą skazanym na czyjąś
pomoc. Nie mogę żyć, nie zdołam patrzeć na to jak niszczysz sobie życie przeze
mnie.-powiedziałam
-Łucja, czy Ty myślisz, że byłem z Tobą, bo umiałaś chodzić,
a Teraz jestem z Tobą z litości. To najgorsza niedorzeczność jaką mogłaś
wymyślić. Kocham Cię, bo jesteś najwspanialszą kobietą na jaką mogłem trafić w
swoim życiu. Kocham Cię, za wszystko. Bez Ciebie to ja jestem kaleką. Będę Cię
nosił wszędzie nawet jeśli musiałbym wnieść Cię na sam szczyt Mount Everestu,
upadając po drodze milion razy, to wstałbym ten milion pierwszy raz i razem
osiągnęlibyśmy niemożliwego. I osiągniemy, bo miłość zwycięża wszystko, nawet
jeśli nie jest cukierkowa.
Przyszłość: Stoję sama o własnych siłach, asekurując się białą
laską w czarne paski. Na sobie ubraną mam białą piękną suknie i
składam przysięgę, ‘póki śmierć nas nie rozłączy’.
Wojtek miał racje, osiągnęliśmy niemożliwego. Po 2 latach rehabilitacji
stanęłam na nogach o własnych siłach. Jestem tego pewna, że to dzięki miłości i
właśnie dziecięcej heroicznej naiwności
osiągnęłam przepraszam, osiągnęliśmy wszystko, bo we wszystko wierzyliśmy jak
dzieci, optymiści nieznający świata. Warto walczyć. Warto wierzyć. Warto
kochać. Warto być.
____________
Chciałoby się rzec 'to już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść' , to prawda jest to koniec tej historii, ale nie historii mojej i opowiadań.
Chciałoby się rzec 'to już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść' , to prawda jest to koniec tej historii, ale nie historii mojej i opowiadań.
Dziękuje WAM wszystkim, tym które komentowały, tym które tylko czytały, dziś proszę Was, zostawcie coś po sobie, choćby jedno zdanie, choćby jeden uśmiech, cokolwiek chcę wiedzieć ile Was było.
Dziękuje, że wytrwałyście z tym bardzo słabym blogiem taki szmat czasu, jednak był on oczyszczeniem mojej duszy, emocji. Teraz całą uwagę poświęcam blogowi, na którego Was serdecznie zapraszam, z tego miejsca. NOWAKOWSKI.
Chcecie ze mną popisać. - Facebook.
Chcecie zadać mi pytanie - ASK.
No to jeszcze raz DZIĘKUJE. I ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA.
Pozdrawiam Annie